Co prawda swój pierwszy certyfikat nurkowy otrzymałem ponad dwadzieścia lat temu, ale pod wodą fotografuję znacznie dłużej. Pod powierzchnię wody zaglądałem odkąd pamiętam i zupełnie nie miało dla mnie znaczenia czy była to wanna, basen, jezioro czy morze. Z biegiem lat dziecięca fascynacja królestwem Posejdona wcale nie osłabła, wręcz przeciwnie, ale bolało mnie, że nie mogę zabrać ze sobą tego co udało mi się w nim zobaczyć. Choć nigdy wcześniej nie trzymałem w ręku aparatu fotograficznego (na pierwsze próby z Ami 66 najlepiej spuścić zasłonę milczenia), to jedynie takie rozwiązanie mogło ukoić moją potrzebę dzielenia się podwodnymi wrażeniami 😉
Przez kilka lat nurkowałem w Chorwacji na zatrzymanym oddechu, a unikalne piękno podwodnego świata utrwalałem przy pomocy analogowego Canona AS-1. Choć wyglądał jak zabawka, był to jednak znakomity aparat, niemniej 36 klatek na kliszy stanowiło spore ograniczenie, podobnie jak… pojemność płuc. Naturalnym krokiem było więc ukończenie kursu nurkowego i przejście na cyfrową stronę mocy. Początkowo używałem kompaktowych Olympusów (C-4100 i C-8080) w dedykowanych obudowach. I choć efekty były więcej niż zadowalające, to jednak stosunkowo szybko zdałem sobie sprawę, że pod wodą dobre, jasne szkło oraz czas reakcji spustu migawki mają kolosalne znaczenie. Z tego powodu konieczne było wykonanie kolejnego kroku, czyli przejścia na drugą stronę lustra. Od tego momentu praktycznie nie rozstaję się z moim pełnoklatkowym Canonem 5D. Do niego zwykle mocuję fisheye (Canon 15 mm f/2.8) lub nieco rzadziej macro (Canon 100 mm f/2.8), a wszystko to chronię obudową Seacama. W „strefie mroku” moim źródłem światła są dwie lampy Sea&Sea YS-250 PRO, a od niedawna posiłkuję się też stałym światłem Big Blue VTL3500P.
Pod wodą fotografuję wszystko co mnie zachwyci formą, kolorem lub po prostu to, co widzę po raz pierwszy. Lubię szerokie plany, zwłaszcza pod słońce, kiedy wielki błękit staje się idealnym tłem dla fotografowanego obiektu. Formacje miękkich i twardych korali, ławice ryb, wraki, duże zwierzęta… Wszystko to jest wystarczająco ciekawym tematem by o nim „opowiedzieć”, ale lubię też zaglądać w różne zakamarki rafy lub wraków i szukać mniejszych mieszkańców podwodnego świata. To chyba jedyny moment (mając zamontowane „rybie oko”), kiedy żałuję że nie mam „zwykłego” kompaktu, w którym wystarczy włączyć odpowiedni tryb 😉
Od lat nurkując w wielu miejscach świata mam okazję na własne oczy przekonać się, że życie w morzach i oceanach staje się coraz uboższe. Rafy koralowe tracą kolor, żyje w nich coraz mniej ryb, a przez to rzadziej są odwiedzane przez większe zwierzęta. Fotografia, oprócz walorów artystycznych, jest dla mnie formą dokumentu, swego rodzaju świadectwem zmieniającego się świata. Chyba najlepszym przykładem jest historia Rajana, którego miałem okazję spotkać na Andamanach, a który w 2012 roku zakończył swój barwny żywot, będąc prawdopodobnie ostatnim nurkującym słoniem na świecie…